Na temat filmu Commando powiedziano i napisano już wiele. Produkcja spod ręki Joela Silvera to bodaj najbardziej kontrowersyjny i najskrajniej oceniany film z udziałem Arnolda Schwarzeneggera - publiczność wręcz oszalała na punkcie tego obrazu zaś krytyka nim wzgardziła i bezlitośnie wypunktowała jego słabości. Ja po wielu latach z wielką nostalgią wspominam ten film i śmiało zaliczę go do grona naprawdę kultowych. W później komunie był to, obok serii Rambo, chyba najbardziej modny wśród dzieciaków, pożądany i najczęściej oglądany na kasetach wideo film - te produkcje oglądało się dziesiątki razy, dopóki kopia na kasecie VHS całkiem się nie zjechała. Choć nawet miłośnicy Commanda przyznają, że jest to film bezdennie głupi, drewniany aktorsko i wręcz straszliwie tandetnie zrealizowany, to chce się go oglądać ponownie nieskończenie wiele razy - potrafi dać widzowi niesamowitą radochę dzięki klasycznym już i śmieszącym do rozpuku kwestiom, wypowiadanym z niezwykłą powagą przez ?Żelaznego Arniego? i niezamierzenie komicznym scenom akcji. To cudowne remedium na smutki dnia codziennego. Mówiąc o scenach akcji, warto wspomnieć, że Commando od wielu lat dzierży niesławny rekord zabójstw popełnionych w jednym filmie, a słynna sekwencja finałowa, gdzie obecny gubernator Kalifornii w wyrafinowany sposób dziesiątkuje żołnierzy Ariusa została potem sparodiowana w komedii Hot Shots II.
Jednym z elementów filmu Commando, o których mało się dyskutuje, ale niewątpliwie się go zauważa podczas seansu, jest ilustracja muzyczna Jamesa Hornera. Joel Silver chciał do swojej produkcji młodego i popularnego twórcę, a dostał przy okazji najbardziej utalentowanego kompozytora filmowego, jaki pojawił się w Hollywood w owym czasie. Jednak, jak się później okazało, Hornerowi nie udało się przekonać do swoich umiejętności znanego producenta - nigdy później jego nazwisko nie pokazało się w czołówce filmu sygnowanego nazwiskiem Silvera. Do tego filmu miała powstać modna, nowoczesna kompozycja zgodna z trendami panującymi w Hollywood lat 80-tych i mająca wpasować się w gusta młodej widowni. I taka też powstała, ale Horner nie dał się do końca schematom i stworzył interesującą ilustrację, która wyróżnia się z tłumu i pozostawia wyraźny ślad w pamięci widza. Trend, o którym mowa polega na łączeniu w ilustracji kina akcji muzyki pop, jazz, a także brzmień orkiestrowych i elektronicznych. Mimo, iż pod koniec lat 70-tych wielka symfonika wróciła do łask w Hollywood to szeroko rozumiana muzyka popularna potrafiła się obronić i wciąż miała bardzo mocną pozycję właśnie w ilustracjach kina sensacyjnego.
Kompozycję Jamesa Hornera wyróżnia to, iż można ją jednocześnie określić mianem pomysłowej i prymitywnej. Jej podstawą są brzmienia wszechobecnych syntezatorów, perkusji, sekcji dętej i smyczkowej, ale wiodącą rolę odgrywają tu także saksofon, gitara elektryczna, calypso i muzyczna wizytówka Jamesa Hornera, czyli flet *shakuhachi. Jedne środki wyrazu zostały bardzo zmyślnie użyte i wkomponowane w całość, innymi Amerykanin posługuje się wręcz nieudolnie. Zadaniem muzyki w Commando, oprócz standardowej funkcji spotęgowania efektowności scen akcji, było przede wszystkim opiewanie postaci i wyczynów nadczłowieka Arnolda Schwarzeneggera. Za pomocą saksofonu Horner pokazuje nam, że Arnold to chłop z jajami, karaibska perkusja calypso oddaje jego błyskotliwość i zmyślność, zaś ostre, chłodne cięcia fletu shakuhachi mają oddać bezwzględność Arniego w walce z porywaczami jego córki. Dodatkowo z pomocą grubego brzmienia sekcji dętej i ciężkiej perkusji James Horner zachwyca się i jeszcze uwypukla okazałą muskulaturę Austriaka z Grazu. Moje zastrzeżenia budzi natomiast wykorzystanie elektroniki - niestety Horner pokazał tu, że syntezatorami posługiwać się nie potrafi (a przynajmniej nie potrafił w tym okresie kariery). Zabrakło talentu i inwencji w użyciu nowoczesnych środków, bo efekt jest taki, jakby Horner naciskał losowe klawisze keyboardu i włączył program powtarzania ich - a to w celu zbudowania mroczniejszej atmosfery w utworach suspensowych, albo w najprostszy sposób zdynamizowania action-score`u.
Warto również wspomnieć o podstawie melodycznej score`u z Commanda, bo jak to często bywa u Jamesa Hornera, budzi ona kontrowersje. Otóż pojawiający się przez większość czasu trwania kompozycji motyw, odgrywany na perkusji calypso, to nic innego, jak kopia jednego z motywów, jakie Amerykanin stworzył do 48 godzin Waltera Hilla. A kilka lat później motyw ten odpowiednio zmieniony, co by autoplagiat nie był tak bardzo widoczny, pojawi się w muzyce z Czerwonej gorączki. Równie często omawiane dzieło ubarwia zabawny saksofonowy motyw, napisany dla postaci granej przez Żelaznego Arnolda, ponadto dwukrotnie przez *score przewinie się melodia liryczna napisana dla Jenny - porwanej córki, a warta jest wspomnienia z tego powodu, iż jest to jedna z najbardziej przesłodzonych i kiczowatych melodii w karierze amerykańskiego kompozytora.
Do ilustracji Jamesa Hornera nie można mieć w filmie większych zastrzeżeń, dobrze spełnia tam ona swoją funkcję, przy okazji mocno wybijając się z tła. Lecz jej funkcjonowanie w oderwaniu od obrazu to już zupełnie inna bajka. Bez obejrzenia filmu raczej nie doceni się pomysłowości kompozytora, ponadto ilustracja Commando ma to do siebie, że entuzjazm płynący z jej słuchania gaśnie w słuchaczu z każdym kolejnym utworem. O ile na początku jesteśmy pod wrażeniem zręczności Hornera a także przyklaskujemy niektórym jego muzycznym konceptom, to potem podniesiony w górę kciuk zaczyna zmierzać w odwrotną stronę. Przyjemność zamienia się w irytację, drażnić zaczyna minimalistyczna powtarzalność elektronicznych dźwięków i rytmów, jednostajność następujących kompozycji oraz długość niektórych z nich (minus dla producentów albumu). Commando ma jeszcze jeden poważny mankament - wtórność, którą zauważą głównie zagorzali miłośnicy twórczości Jamesa Hornera. Wspomniałem o inteligentnym wykorzystaniu przez tego artystę niektórych środków wyrazu, lecz bardzo zbliżone instrumentarium (i wspomniany temat) wykorzystał on już 48 Godzinach, choć może nie z tak dobrym skutkiem. Biorąc pod uwagę wszystkie bolączki Commando, mogę ten score polecić przede wszystkim zagorzałym miłośnikom kultowego obrazu z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Prologue/Main Title - 03:58
2. Ambush And Kidnapping - 02:35
3. Captured - 02:14
4. Surprise - 08:19
5. Sully Runs - 04:34
6. Moving Jenny - 03:44
7. Matrix Breaks In - 03:29
8. Infiltration, Showdown And Finale - 14:33
Razem:43:26 |
|