W publikacjach promocyjnych Złotego kompasu Chrisa Weitza - ekranizacji pierwszej części trylogii Philipa Pullmana Mroczne Materie - można przeczytać, że to murowany hit roku i godny konkurent innych filmowych adaptacji angielskiej literatury fantasty, takich jak Władca Pierścieni i Opowieści z Narnii. Oczywiście do takich reklam należy podchodzić z dystansem, ale ta jest naprawdę śmiechu warta. Przepaść pomiędzy obrazem Chrisa Weitza a dziełami Petera Jacksona i Andrew Adamsona jest bowiem ogromna. Złoty kompas mógłby się co najwyżej mierzyć z Harrym Potterem i Komnatą Tajemnic albo Zakonem Feniksa. Wad ma mnóstwo i nie rekompensuje ich nawet plejada gwiazd z Nicole Kidman i Danielem Craigiem na czele (nawiasem mówiąc zniekształconych przez fatalny polski dubbing). Główny zarzut kieruję do scenarzysty (również Weitz), który wyraźnie starał się na siłę upchnąć wszystkie wątki z książki. Historia została więc opowiedziana skrótowo, stałą się chaotyczna i w ramach konwencji mało wiarygodna. Choć tak naprawdę trudno mówić o jakiejkolwiek konwencji. Cały świat Złotego kompasu zbudowano bowiem na bardzo różnych, wymieszanych schematach literackich nie składających się na spójną całość. W filmie odbiło się to na przykład w scenografii, w niektórych scenach ewidentnie ściągniętej z Gwiezdnych wojen (krajobrazy miast), w innych przywodzącej na myśl Dickensowską Anglię, a w jeszcze innych krainy z wyobraźni Lewisa. Męską część widowni z pewnością jeszcze mocno rozproszy zmysłowa Nicole Kidman, która swój seksapil eksponuje prawie jak w Moulin Rouge (w filmie skierowanym bądź co bądź głównie do dzieci jej kreacja trochę dziwi). Poza tym Złoty kompas wieje nudą, nie sposób się zaangażować w jego fabułę, nie mówiąc już o wyczuciu jakiejkolwiek magii.
Czytelnik mógłby teraz zapytać, dlaczego tak dużo miejsca poświęciłem krytyce filmu w recenzji soundtracku. Otóż chciałem w ten sposób niejako usprawiedliwić kompozytora muzyki Alexandre`a Desplata, który specjalnie porywającej ilustracji nie stworzył. Nie uświadczymy w niej ani chwytliwych tematów ani jakiegoś specyficznego, charakterystycznego klimatu, czy interesującej muzycznej narracji. Niestety, wydaję mi się, że w przypadku Złotego kompasu było to po prostu niemożliwe do osiągnięcia. No bo jak tu skomponować efektowną i, co najważniejsze, spójną muzykę mając tak bezsensowny, poszatkowany materiał. Nawet bardzo utalentowanemu kompozytorowi (a za takiego przecież uważam Desplata) byłoby trudno wybrać albo stworzyć styl, który mógłby odnieść się do wszystkich konwencji rozproszonych w filmie i jakoś je połączyć. Jeden temat przewodni zapewne też nie pasowałby do wszystkich scen, w których miałby zabrzmieć.
Desplat był więc bezradny i tę bezradność w jego muzyce słychać. Zwłaszcza we fragmentach ilustrujących malownicze ujęcia płynącego statku i lecącego nad górami sterowca. W takich scenach aż się prosi o porządną dawkę elektryzującej, nośnej muzyki. Tymczasem widz usłyszy zupełnie banalne, niczym się nie wyróżniające połączenia harmoniczne i oszczędny, bezbarwny motyw. Francuz wybrał bezpieczną drogę przez hollywoodzkie ścieżki, tworząc ilustrację na amerykańską modłę. I mnie to nie dziwi - chyba każdy w jego sytuacji zrobiłby podobnie.
Należy jednak zaznaczyć, że w Złotym kompasie Desplat aż tak bardzo nie skapitulował. Słychać bowiem próby możliwie jak największego uatrakcyjnienia tej oprawy dźwiękowej. Artysta popisał się więc swoim mistrzowskim warsztatem, który objawił się w kolorowych i różnorodnych *orkiestracjach a także ciekawej pracy motywicznej, zwłaszcza w underscorze i muzyce akcji. Dobrym przykładem twórczego operowania skomponowanym przez siebie materiałem melodycznym jest wplatanie tematu cygańskiego (nawiasem mówiąc całkiem dobrego) w posępne muzyczne tło. Podobne zabawy kompozytorskie na pewno odróżniają Złoty kompas od takich soundtracków, jak na przykład zeszłoroczny sztampowy Eragon i uatrakcyjniają jego odbiór na płycie.
Jak więc widać nie każdy wysokobudżetowy film fantasty może zainspirować kompozytora do napisania interesującej muzyki. Mimo to Desplat zasygnalizował, że potrafi zilustrować nie tylko kameralne produkcje, ale i z powodzeniem odnajduje się w rozrywkowym kinie. Musi tylko trafić na jaśniejszą materię, czego mu serdecznie życzę. Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. The Golden Compass - 02:22
2. Sky Ferry - 02:44
3. Letters From Bolvangar - 02:33
4. Lyra, Roger And Billy - 01:29
5. Mrs. Coulter - 05:20
6. Lyra Escapes - 03:44
7. The Magisterium - 01:58
8. Dust 01:10
9. Serafina Pekkala - 01:50
10. Lee Scoresby`s Airship Adventure - 01:20
11. Iorek Byrnison - 05:28
12. Lord Faa, King Of The Gyptians - 02:17
13. The Golden Monkey - 02:04
14. Riding Iorek - 04:38
15. Samoyed Attack - 01:21
16. Lord Asriel - 02:10
17. Ragnar Sturlusson - 06:18
18. Ice Bear Combat - 02:15
19. Iorek`s Victory - 01:26
20. The Ice Bridge - 01:33
21. Rescuing The Children - 02:18
22. Intercision - 02:47
23. Mother - 03:35
24. Battle With The Tartars - 04:31
25. Epilogue - 03:33
26. Lyra - 03:19
Razem: 74:03 |
|