"Ale to już było..." - śpiewa Maryla Rodowicz. Wszyscy, którzy na widok tego cytatu obawiają się zmiany profilu portalu, mogą być spokojni. Muzyki rozrywkowej nie zamierzam opisywać. Na warsztat biorę za to kolejne dzieło Jamesa Hornera, do którego twórczości cytat ten jak najbardziej pasuje. Szkoda, że pan James nie zna dalszej części piosenki: "I nie wróci więcej...", bo może wyciągnąłby wnioski z tej optymistycznej piosenki i w końcu stworzył dzieło oryginalne. Cóż, Horner zapewne nie zna pani Maryli, lecz nie wiedzieć czemu hołduje innej postaci polskiej kultury masowej - inżynierowi Mamoniowi z filmu "Rejs", który mawiał, że "Lubimy tylko te piosenki, które już znamy". Żarty na bok...
"Plan lotu", który okrasił muzyką James Horner jest dreszczowcem, który w zalewie obecnych super-produkcji błyszczy scenariuszem, świetnymi zdjęciami i jak zwykle wspaniałą Jodie Foster. Intrygująca akcja zapiera dech w piersiach i pomimo, że ok. połowy seansu atmosfera nieco się przejaśnia, reżyser sprawnie doprowadza scenariusz do końca nie powodując poczucia zawodu u widza.
Nas interesuje oczywiście rola kompozytora. Muszę przyznać, że podczas filmu Horner bardzo sugestywnie ilustruje obraz. Wprawdzie przy pomocy zabiegów, które wydają się zaledwie echem jego wcześniejszych dokonań, lecz wciąż działają, dobrze spełniając swoją funkcję. Ich siłę odczułem na własnej skórze, gdy podczas seansu, w finałowej scenie, na dźwięk tematu przewodniego ścisnęło mnie w gardle. To wystarczy by muzyce jako ilustracji przyznać mocną "czwórkę". Najważniejsze jednak jest to, jakich doznań dostarczy nam soundtrack na płycie CD. Sama muzyka wypada niestety gorzej niż w towarzystwie obrazu, lecz na szczęście *score z "Planu lotu" odznacza się dwiema cechami, które bardzo cenię u Hornera.
Pierwsza, to obowiązkowa obecność tematu przewodniego. W "Planie lotu" funkcję tegoż tematu pełni przejmująca melodia, o niemałym ładunku emocji. Niestety tylko w początkowej jej części, bo w dalszej kompozytorowi wyraźnie zabrakło konceptu na dokończenie motywu i później jest już tylko poprawnie. A szkoda, bo materiał naprawdę zacny. Szkoda również, że owego tematu nie usłyszmy więcej niż zaledwie kilka razy. Najczęściej wiodącej melodii towarzyszy cudowny akompaniament wiolonczeli w tle - firmowy patent Hornera, którym wciąż potrafi zachwycić.
Drugim walorem "Planu lotu" jest to, iż Horner, swoim zwyczajem, ilustruje obraz nie tylko mało słuchalnym "underscorem" lecz także linią melodyczną. Wprawdzie melodie te snują się w sposób trochę niewyraźny, lecz po bliższym wsłuchaniu mogą dostarczyć wiele muzycznej przyjemności.
Były zalety, czas na wady. Główny przytyk to jak zwykle liczne "self-plagiaty". Nie przypadkowo więc rozpocząłem recenzję nieco ironicznym wstępem. Co jest, do czego podobne i skąd pochodzi nie będę opisywał bo wszyscy, którzy choć trochę znają twórczość Hornera wiedzą czego można się spodziewać. Ci zaś, dla których "Plan lotu" będzie jednym z pierwszych soundtracków tego kompozytora (są jeszcze tacy?), na pewno docenią brzmieniowo-aranżacyjny styl kompozytora, który wypracował przed laty, i z którego wciąż odcina kolejne kupony.
A teraz szybki przegląd utworów. Najlepsze to oczywiście te, które zawierają temat przewodni. W "Mother and Child" i "Opening the Casket", wiodący motyw pojawia się nagle, uderza z pełną mocą i równie nagle się kończy. Na szczęście resztę wypełnia całkiem miłe smyczkowe granie, co decyduje o dobrej słuchalności tych utworów. Przewodnia melodia pojawia się jeszcze w innych kawałkach, lecz tam jest bardziej zakamuflowana i nie ma już takiej siły wyrazu jak w wyżej wymienionych. Na uwagę zasługuje też "So Vulnerable" - liryczny, wolny (może nawet zbyt wolny i rozlazły) utwór wymagający ciszy i skupienia podczas słuchania. Ładne fragmenty można również wyłowić w długich: "Leaving Berlin", "Missing Child" i "The Search". Reszta krążka to dramatyczna muzyka akcji - dość zróżnicowana, często chaotyczna i zaskakująca, mimo wszystko lepiej sprawdzająca się w filmie niż bez niego. Ogółem, w mojej opinii płyta zawiera ponad 20 minut muzyki wartej uwagi.
Zacząłem od muzyki bynajmniej nie filmowej, i od niej też zacznę podsumowanie, bo pani Rodowicz śpiewa dalej: "I choć tyle się zdarzyło, to do przodu wciąż wyrywa głupie serce". No właśnie. Słuchając Hornera, serce się wyrywa i nie słucha rozumu, który podpowiada, że partytura nie jest najwyższych lotów. Poza tym razi wtórnością i dość szybko się nudzi. Mimo wszystko, ogólne odczucie jakie pozostawiła jest raczej pozytywne, co w moim odczuciu liczy się bardziej niż wyniki recenzyjnej wiwisekcji. Pozostając z tym odczuciem wystawiam niniejszej ilustracji "tróję". Może dlatego, że muzyka Hornera świetnie zabrzmiała w filmie, a może przez to, że w kompozycjach tego kontrowersyjnego kompozytora jest jednak to "coś", co czasem potrafi zachwycić, a czego zdefiniowanie nie jest łatwe, o ile w ogóle możliwe.
Recenzję napisał(a): Piotr Rachwaniec (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Leaving Berlin - 8:24
2. Missing Child - 6:20
3. The Search - 9:41
4. So Vulnerable - 4:01
5. Creating Panic - 7:05
6. Opening the Casket - 3:13
7. Carlson`s Plan - 6:51
8. Mother and Child - 5:10
Razem: 50:36
Dyrygent: James Horner
Orkiestracje: James Horner, Randy Kerber, Jon Kull, Conrad Pope, Kevin Kliesch |
|